środa, 31 grudnia 2008

W centrum Unii Europejskiej

  Tegoroczne Europejskie Spotkanie Młodych odbywa się w samym centrum Europy. Bruksela nie znajduje się w samym środku geograficznym kontynentu, ale jest w niej samej centrum decyzyjności i solidarności europejskiej. Kiedy dzisiaj obserwowałem olbrzymie gmach Komisji Europejskiej i Parlamentu, w naturalny sposób naszła mnie refleksja czy stać nas na taką biurokracje? Czy stać na utrzymywanie ponad 700 parlamentarzystów i tysięcy urzędników?

 Oczywiście wszystkie systemy biurokratyczne mają wiele do życzenia, ale z drugiej strony bez tych struktur niełatwo było by zbudować „Solidarność Europejską”, nie sposób było by wyrównać różnice ekonomiczne na całym kontynencie. Sam nie jestem jakimś wielkim „euro

 entuzjastą”, ale jako realista, który dobrze ma w pamięci krwawe karty europejskiej historii cieszę się, że udaje się zbudować ład ekonomiczny europy oparty na solidarności i pojednaniu.

              

  Kształtowanie obecnej świadomości braterstwa europejskiego wymagało niewątpliwie przekraczania wielu granic. Przekraczania schematów, uprzedzeń, zranień…, przekraczania samych siebie. Nie sposób tego dokonać bez pomocy Boga, który przyjmuje nas takimi, jakimi jesteśmy i pomaga nam stawać się lepszymi przekraczając samych siebie.

„Niech, więc każdy zapyta się samego siebie: w czym powinienem przekroczyć siebie już teraz?” (por. list br. Aloisa z Kenii na 2009r.) Nie chodzi o to byśmy zaczęli budować w naszym życiu „gmachy”, które będą nas „przekraczać”, ale o to byśmy przezwyciężali nasze słabości, niedostatki i przeciwności. Pamiętając, że sami o własnych siłach nie jesteśmy w stanie tego uczynić, podążajmy do źródła naszych sił. Źródło może wydawać się niemal niewidoczne, ale jest w stanie zasilić potężne sady i lasy. Tak jak często niezauważalna przez odwiedzających „gmachy europejskie” jest maleńka kaplica przy siedzibie Unii Europejskiej. Daje ona moc wzrastania temu, co w Europie szlachetne i dobre, temu co buduje prawdziwą „Solidarność Europejską”. (por. list do Unii Europejskiej, „Aby Europa była otwarta i solidarna)

wtorek, 30 grudnia 2008

Odpowiedzialność budowania cywilizacji Nadziei i Miłości

         Pomimo rozwoju technicznego i statystycznych wzrostów ekonomicznych, świat wciąż jest rozdarty brzemieniem niesprawiedliwości i utraty sensu życia. Dlatego tak ważnym jest, aby na nowo odkrywać źródło naszego istnienia, które nadaje nam sens i nadzieję. Tym źródłem jest sam Jezus Chrystus mieszkający w każdym człowieku, wierzącym i niewierzącym.

(por. list br. Aloisa z Kenii na 2009r.)

W czasie wieczornej modlitwy Kardynał Dannels przypomniał, że w tych trudnych czasach, potrzeba nam zwłaszcza nadziei. Nadzieja nie jest owocem wrodzonego optymizmu. Nie, na tym świecie jest zbyt dużo rozpaczy, byśmy mogli zadowolić się zwykłym poczuciem beztroski czy też naturalnym dobrym samopoczuciem. Potrzeba nam Bożej nadziei, opierającej się na obietnicach, których gwarantem jest sam Bóg. Nadzieja jest jakby mięśniem sercowym naszej duszy, który nie dozna zawału. Panie, daj nam nadzieję: daj nam Jezusa.

Bóg daje nam serce, byśmy kochali. Gdyż nie wystarczy widzieć jasno dzięki wierze bądź żyć tylko nadzieją. Potrzebujemy ciepła miłości pośród chłodu tego świata. Ale czym jest miłość, prawdziwa miłość? To przede wszystkim zaakceptowanie siebie samych takimi, jakimi jesteśmy, podziękowanie Bogu za to, że stworzył nas właśnie w taki sposób, takimi, jakimi jesteśmy. Gdyż, jako stworzenia Boże, jesteśmy dobrzy. Miłość polega również na zaakceptowaniu innych takimi, jacy są, a nie takimi, jakimi my chcielibyśmy ich widzieć. Miłość szanuje drugiego takim, jakim on jest. Miłość stąpa twardo po ziemi, cechuje ją realizm. (por. całość przemówienia)

            Zatem zaakceptujmy to, kim jesteśmy i to, kim nie jesteśmy byśmy mogli wziąć całkowitą odpowiedzialność za nasze życie i kształtować w nim ducha Nadziei i Miłości 

(por. list br. Aloisa z Kenii na 2009r.)

Tajemnice Brukseli

                Bruksela znana jest nam przede wszystkim z siedzib Komisji i Parlamentu Europejskiego, ale ma ona jeszcze wiele swoich obliczy. Te dwa najbardziej widoczne to górne i dolne miasto, jakże podobne i zarazem różne od siebie. Spacerując uroczymi zaułkami tej Belgijskiej Stolicy, i odwiedzając jej stare kościoły warto sobie zadawać pytanie o jej tożsamość i szukać to, co stanowi jej duszę.

Oczywiście nie jest to proste gdyż to miasto ma wiele twarzy. Obok starych i dostojnych świątyń, w które odzwierciedlają głębokie zaufanie kształtowane w kulcie Maryjnym rzucają się cienie współczesności, która upodobała sobie dość odmienną hierarchie wartości. Często ukazuje się je w wielobarwnych kolorach tęczy, wielkiej otwartości i „wyzwolenia”. Pytanie tylko, jakiej otwartości? i jakiego wyzwolenia? Czy napotkana „Macho Sauna” 

opieczętowana tęczową flagą, stanowiąca stalową twierdzę, do której wstęp wiąże się jednoznacznie z określoną formą upodobań seksualnych jest wyrazem otwartości? I czy wyzwolenie polega na zakładaniu skórzanej zbroi, spinaniu kajdankami, i smaganiu pejczem, (nie wspominając o używaniu

 innych akcesoriów widocznych na sklepowej wystawie) ma świadczyć o wyzwoleniu człowieka? W tym pryzmacie demagogiczne hasła wojujących homoseksualistów wymachujących tęczowymi flagami z napisem „pace” (pokój) ukazują się w całkiem innym masochistyczno – hedonistycznym świetle.

                Oczywiście nie można i nie warto patrzeć na Brukselę tylko pod kątem owych „tęczowych przystani”. Wbrew wszelkim pozorom to nie one stanowią o jej duszy. To miasto niewątpliwie posiada swoje uniwersalne piękno i wartości, choć czasami zdawać by się mogło, że pokrył je uliczny pył…, ale nawet, jeśli…, to nieznaczny, że już ich niema…

                W tym mieście jest wiele różnych pomników. Tych współczesnych i tych stanowiących o historycznej tożsamości Belgii. Ale jest taki dość dziwny posążek, a dokładniej figurka, nazywana „Manneken Pis”. To brązowa figurka nagiego siusiającego chłopca. Wiele spekulacji można odszukać co do inspiracji rzeźbiarza. Legendy próbują nadać jej nieziemskiego symbolu wpisując ją również w historie narodowych bitew. Figurka była wielokrotnie kradziona i przechodziła z rąk do rąk. Zwracał ją Belgom nawet sam Ludwik XVI, rekompensując stratę narodowi Belgijskiemu podarowaniem figurce drogocennego stroju i nadając jej tytuł rycerza św. Ludwika. Pewnie nam niełatwo jest zrozumieć narodowe przywiązanie do tego, wydawało by się zwyczajnego posążka, ale chyba jeszcze trudniej zrozumieć nam to, co stało się w 1985r.

Oburzone belgijskie feministki głośno wyraziły poczucie swej dyskryminacji i zażądały dziewczęcej wersji pomnika.  Zgodnie z poprawnością polityczną wykonano odlew figurki „Jeanneke Pis” i umieszczono go w jednym z ulicznych zaułków. Oczywiście w poczuci swej solidarności z równouprawnieniem wszystkich ludzi odnaleźliśmy ów pomnik i… tutaj nastąpiło Masze mocne rozczarowanie. 

Nie dość, że statuetka „Jeanneke Pis” umieszczono w miejscu mniej wystawnym i mniej uczęszczanym niż jej męski odpowiednik, nie dość, że biedna Jeanneke nie mogła „siusiać” (pewnie ze względu na „skandalicznie” zamarznięty dopływ wody…), to na dodatek jest uwięziona za brutalnymi kratami! Próbowaliśmy bezskutecznie zainteresować tym faktem gromadzącą się przy ulicznym zaułku publiczność, ale niestety nasze okrzyki w stylu „wolność dla Żanety” „precz z dyskryminacją dziewcząt”, nie dały rezultatu… nie pomogłyby również manifestacje i odgrywane hepeningi..  Ale my mężczyźni całkowicie rozumiemy frustracje i rozczarowanie ruchów feministycznych. Przecież ta zakratowana kobiecość jest wyrazem olbrzymiej porażki belgijskich feministek, które potrzebują naszego wsparcia! Zatem zwracamy się z otwartą petycją, aby uwolnić Żanetę i pozwolić jej swobodnie siusiać! Feministki całego świata Łączcie się! I walczcie o wolność dla Żanety!

Całe szczęście, że ani Manneken, ani nie Jaenneke Pis nie stanowią o prawdziwej duszy i tożsamości Brukseli, ona jest, bowiem zdecydowanie gdzieś głębiej i ponad tym całym zawirowaniem…

poniedziałek, 29 grudnia 2008

Z Paryża do Gandawy


                Paryż niewątpliwie oszałamia swą potęgą i blaskiem płynącym nie tylko z nocnej iluminacji. Na jego ruchliwych ulicach można dostrzec niemal wszystko wszystkich. Począwszy od najbardziej wystawnych witryn sklepowych, a skończywszy na olbrzymiej liczbie żebrzących kobiet skrywających swą tożsamość pod ciasno opatulonymi chustami. Można jednak zauważyć pewien, wydawało by się niewielki drobiazg, że wśród działania służb porządkowych można

 wyczuć się jakąś formę strachu. Jest on spowodowany niewątpliwie dużym niebezpieczeństwem zamachów terrorystycznych. Sam kilkakrotnie rezygnowałem z wejścia do tłocznych

 domów towarowych, gdyż iluminacji ochoty poddawać się ścisłej kontroli tamtejszej ochrony. Nie powinien nas również dziwić fakt, że to właśnie ulice Paryża są doskonałym

 miejscem na liczne demonstracje wzywające do obrony Palestyńczyków, przed Izraelczykami. Ten, który sam napotkałem na głównej ulicy paryskiej całe szczęście zakończył się bez rozlewu krwi.

               

Jakże inny klimatem od dzisiaj mogę oddychać w  Gandawie oddalonej o 30 minut drogi od Brukseli. W tutejszej parafii zostaliśmy przyjęci przez Belgijskich katolików. Gandawa to 250 tys. miejscowość, które w historii odegrało bardzo ważną rolę, jako miasto portowe. Oczywiście nie leży ono nad możemy północnym, a swoją portową rolę zawdzięcza licznym kanałom i rzekom, które je z nim łączom. Gandawa nie posiada tak "gigantycznej" iluminacji jak Paryż i pomimo świetności jej architektury. nie przytłacza własnym przepychem i rozmachem. 

Zaskakuje jednak ona swym niesamowitym klimatem przypominającym Wenecję. Ma to miasto również jakiś niepowtarzalny urok prowincjonalności, tak że chciało by się tu pobyć na dłużej, albo i zamieszkać na stałe. Tym bardziej, że można doświadczyć tej niezmiernej gościnność i otwartość miejscowych parafian.


niedziela, 28 grudnia 2008

Już 29 grudnia 40 000 młodych ludzi z całej Europy zgromadzi się w Brukseli. Jest to 31 Europejskie Spotkanie Młodych organizowane przez Wspólnotę z Taize.

Przyjęcie uczestników będzie odbywało się w 180 parafiach katolickich, protestanckich i prawosławnych. Również tysiące rodzin otworzy swoje drzwi przed młodymi ludźmi.

Po porannych modlitwach w parafiach uczestnicy spotkania będą kierować się do Brukselskich hal Expo, na posiłki i wspólną modlitwę.

Spotkanie to będzie nowym etapem pielgrzymki zaufania, którą 30 lat temu zainicjował Brat Roger, założyciel Wspólnoty z Taize. To pragnienie budowania zaufania jest wpisane w rytm każdego spotkania. Brat Alois w swoim liście przetłumaczonym na 30 języków, przypomina, że „Wszyscy mogą brać udział w cywilizacji, w której liczy się zaufanie, a nie nieufność” 

sobota, 27 grudnia 2008

Strasburg

Zatrzymaliśmy się dzisiaj w Sztrasburgu, mieście, które zwane jest skrzyżowaniem europy, choć dokładne tłumaczenie jego nazwy to: 

„miasto dróg”. Niewątpliwie historia tego miejsca pokazuje nam, że nie musimy zderzać się na naszych drogach, oraz że wciąż możemy nauczyć się wspólnego wędrowania, a nawet pielgrzymowania. Sztrasburg często przechodził „z rąk do rąk”, stawał się nawet symbol krwawego zderzenia narodów podczas II wojny 

światowej. Dzięki inicjatywie ojców Unii Europejskiej, naczelne z Robertem Schumanem i budowanemu przez nich pojednaniu. Także poprzez tworzoną Europejskiej Wspólnotę Węgla i Stali, stał się on w końcu symbolem jedności i poszanowania praw człowieka.

Są, zatem możliwości, aby się „nie zderzać” i razem pielgrzymować…, jakie trzeba spełnić warunki by dokonywać takich dzieł pojednania? Dlaczego udało się to przed laty dwom zwaśnionym przez wojnę narodom -Francji i Niemcom? Jak to się stał, że przyłączyli się do nich również inni? Nie są to wcale proste pytania z oczywistymi rozwiązaniami, ale warto szukać na nie odpowiedzi, aby mc budować jedność w naszym życiu, również wśród naszych „nieprzyjaciół”.

Jak to się im udało? Odpowiedzi można smuć różne…, ale czy ktoś dzisiaj pamięta o Maryjnym zawierzeniu Szumana, który zwany jest ojcem dzisiejszej Unii Europejskiej? Czy

potrafimy być wierni błękitnej fladze z okręgiem gwiazd, których pierwowzoru i pochodzenia należy upatrywać w apokaliptycznym wieńcu z gwiazd dwunastu? Może to właśnie ten wieniec, albo dokładniej Ta, nad której głową on zawisł jest odpowiedzią na pytanie o możliwość pojednania, i wspólnego pielgrzymowania, również tych, którzy niegdyś byli zagorzałymi nieprzyjaciółmi…. 

Dobrze, że o wkładzie chrześcijańskim w pojednanie między zwaśnionymi narodami przypomniał Manuel Barroso, w liście wystosowanym do uczestników tegorocznego Europejskiego Spotkania w Brukseli. My również nie zapominajmy o naszych chrześcijańskich korzeniach.

piątek, 26 grudnia 2008

Pielgrzymka Zaufania przez ziemię

Zapoczątkował je nieżyjący już Brat Roger z Taize, zdumiewające, że trwają one po dzień dzisiejszy tysiące autokarów zmierzają dziś w stronę symbolicznego centrum europy, którym stała się Bruksela. Pierwszym pytaniem jest zawsze to zadawane o cel, czy chodzi tylko o jakąś atrakcyjność spędzonego czasu w na przełomie roku? Czy są to okazjonalne wyjazdy turystyczne? Nie. Na żadne z tych pytań sie da się odpowiedzieć twierdząco, choć niewątpliwie i te elementy są obecne w naszym pielgrzymowaniu. Jest jednak w nim coś niepowtarzalnego, co można nazwać budowaniem wspólnoty w zaufani, która rodzi się w danym świadectwie wiary.

                Wśród setek autokarów wyruszających z polski są również te nasze dwa z niewielkiego Piotrkowa Trybunalskiego. Fenomen nieustannie podejmowanego trudu pielgrzymowania trwa i Niesłabinie od lat. Naszą pielgrzymkę wydłużyliśmy o wyraźny akcent szkoły Tej, która zaufała całkowicie. Uczy ć się od niej to również podążać jej śladami, również postawionymi w miejscu jej objawień. Stąd planowany przez nas całodzienny pobyt w Paryżu, i Amsterdamie by zawitać choćby w mało znanej i nieistniejącej w przewodnikach turystycznych kaplicy objawień, na Rue du Bac, gdzie niepokalana ukazała św. Katarzynie Laboure.

czwartek, 25 grudnia 2008

Bóg się rodzi!

Bóg się rodzi!

Wielka to tajemnica narodzin wszechmocnego Boga w ludzkiej postaci. Wszechpotężny Bóg staje się słabym człowiekiem.

Wielka to tajemnica Bożej Miłości, oraz ludzkiej godności uświęconej przez Tego, który stał się jednym z nas.

Niech ten czas świąt Bożych narodzin będzie dla nas również wyzwaniem, byśmy potrafili okazać odwagę, na wzór tej, jaką okazał Stwórca stając się jednym z nas i oddając się w ręce własnego stworzenia.

On nam zaufał, zaufajmy również my Jemu!

sobota, 13 grudnia 2008

13 grudnia ...rocznica wybuchu Stanu Wojennego

13 grudnia...Rocznica wybuchu Stanu Wojennego

 

Koszmarny czas, który osobiście pamiętam, jako dziecko. Owszem nie mogłem być wówczas na barykadach, nie rzucałem butelkami z benzyną i nie pałowano mnie na UB. Jednakże wiem, po której stronie stałem i stoję... i z pewnością nie byłem po stronie ZOMO...choć do niektórych opcji politycznych równie blisko mi nie jest.

 

                Kiedy zastanawiam się nad fenomenem samego "stanu wojennego"  i dla zabiegu analizy logicznej pozbawiam go tła historycznego z pamiętnego 13 grudnia, to wówczas pozostaje przede mną dość nietypowy obraz codzienności. Tak codzienności, bo czy nie jest tak, że w pewną formę stanu wojennego każdy z nas został wpędzony? Każdy z nas stoi na froncie, chociaż by to lekceważył i twierdził, że się do niczego nie chce mieszać. Podobnie zresztą 13 grudnia każdy z nas był po jakiejś stronie. Byli tacy, którym nie podobał się zamęt opozycjonistów, byli tacy, którzy płakali nad losem zniewolonej ojczyzny i owszem, byli również ci, którym było wszystko jedno, którzy poparliby każdą władzę, byle by mieć swój "święty spokój". Oni jednak również stali po jakiejś stronie, oni swoją postawą przecież legalizowali stan ówczesny. Przecież, jeśli nie było by po wojnie ani jednego zwolennika, lub oportunisty względem systemu komunistycznego, to ławy nomenklatury partyjnej były by puste, a samym wojskiem nawet sowieci długo by nie potrafili rządzić –a już na pewno nie pod pozorem suwerennego państwa

Tak samo jest z wojną w naszym życiu... zawsze jesteśmy po jakiejś stronie, nawet wówczas, kiedy lekceważymy ów specyficzny dżihad.

Oczywiście nie mówię tu o jakiejś formie walki zbrojnej, ale duchowej.

Wszyscy jesteśmy w nią wpędzeni. Nikt z nas nie chciał stanu wojennego, ale w nim uczestniczyliśmy, gdyż byli tacy, którzy kierowali się biegunowo odmiennymi wartościami. Tak teraz wszyscy uczestniczymy w walce, bo są tacy, dla których wartości się nie liczą.

Nie jest to łatwa wojna. Jest ona zgoła trudniejsza od niejednej akcji zbrojnej. „Nie toczymy, bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnością, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw duchowym pierwiastkom zła na wyżynach niebieskich” (Ef 6,12). Walczymy z realnie istniejącym diabłem, jak również z naszymi słabościami. Nie jest to łatwa walka… pewnie mógłbym być znakomitym przykładem poniesionych licznych porażek i dostania się w niejedną niewolę. Mógłbym bezliku wymieniać swoje błędy i krzywdy, które wyrządziłem innym, ale daleki jestem od złożenia broni. Przecież to nie własną siłą mamy wygrywać, ale „mocą siły potęgi Pana” (Ef 6,10).

Stan wojenny z 13 grudnia odszedł do przeszłości. Żyjemy w wolnej demokratycznej Polsce.

Czyją zasługą?

Nie chcę nikomu zasług odbierać, ani ówczesnym przywódcą, ani narodowi, bo to Jego duch zwyciężył. Nie chodzi również by się licytować czyja  w tym większa zasługa.  W ostatnim nr Tygodnika Powszechnego ks. Adam Boniecki przypomina korespondencje Jana Pawła II z Gen. Jaruzelskim. Nikt dziś z analityków historii współczesnej nie kwestionuje roli i udziału Jana Pawła II w obaleniu komunizmu. Ale czy chodzi tylko o zasługę osobistego zaangażowania się w zabiegi dyplomatyczne? Jestem przekonany, że Papież nie uważał, iż to wystarczy, on myślał głębiej i dalej. On wiedział, przeciwko komu i jakim zwierzchnością walczy. Może właśnie dziś trzeba na nowo pochylić się choćby nad dokonanym aktem zawierzenia Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi? On tego dokonał, a potem stało się to, co się stało i smakujemy tego owoce dzisiaj. Może warto z szacunku do naszego Rodaka na Stolicy Piotrowej przyjąć jego spojrzenie i każdego dnia uświadamiać sobie, w jakiej wojnie walczymy, po której stronie stajemy i kogo mamy za przeciwnika, oraz czyją mocą możemy zwyciężyć…

Wojna trwa…

„Wojna, wojna, wojnaKto wytrwa do końca ten będzie zbawiony”

-jak śpiewa 2 Tm2,3.

„KŁADĘ PRZED TOBĄ ŻYCIE I ŚMIERĆ
MIŁOŚĆ, NIENAWIŚĆ, DOBRO I ZŁO
KŁADĘ PRZED TOBĄ DWIE DROGI ŻYCIA
KŁAMSTWO I PRAWDĘ, DZIEŃ I NOC

WOJNA, WOJNA, WOJNA
KTO WYGRA DO KOŃCA, TEN BĘDZIE ZBAWIONY

KŁADĘ PRZED TOBĄ ŻYCIE I ŚMIERĆ
CZARNE I BIAŁE, PIASEK I SÓL
KŁADĘ PRZED TOBĄ DWIE DROGI ŻYCIA
KRĘTĄ I PROSTĄ, ROZKOSZ I BÓL

WOJNA, WOJNA, WOJNA
KTO WYGRA DO KOŃCA, TEN BĘDZIE ZBAWIONY”


 

piątek, 12 grudnia 2008

Bloga czas zacząć...

Zatem bloga czas zacząć...

Decyzja o rozpoczęciu działalności „blogisty" nie była łatwa z wielu powodów, a przede wszystkim z uświadomionego braku czasu na prowadzenie takiej działalności. W rozrachunku za i przeciw -w odniesieniu do braku czasu- postanowiłem zastosować starą zasadę "skoro nie masz na nic czasu to znajdź sobie jakieś nowe zajęcie". No i mam nowego bloga, który w gruncie rzeczy jest jakąś namiastką i sentymentem do mojej obecności w internecie, czego efektem było istnienie przed laty Portalu Pomocy Ludziom Rosa.org.pl. Po portalu niema już śladu, a o zakładanych przeze mnie pokojach na chatach pod rozpoznawalną nazwą, „jeśli masz problem i szukasz pomocy", pewnie nikt z moich czytelników nawet nie słyszał...

Dlaczego blog? 

 W pewien sposób mnie samemu dziwną zdaje się ta decyzja, gdyż jeszcze niedawno sam z rezerwą podchodziłem do "internetowych pamiętników", które zakładane często anonimowo wnosiły wiele zamętu i nieporozumień do relacji międzyludzkich. Blog to jednak nie tylko "pamiętnik", a ostatnio z przysłowiowym "pamiętnikiem" niewiele zaczyna mieć wspólnego. 

Blogi stały się znakomitym forum do wyrażania refleksji i myśli, są nierzadko skarbnicą wiedzy na przeróżne tematy, mogą stawać się źródłem zrozumienia drugiego człowieka i znakomitym sposobem wyrażania swojego zdania na tematy różne.... Taki mam nadzieję będzie również ten blog, który także i ty możesz ubogacać własnymi refleksjami i wypowiedzianym zdaniem za pomocą dodawanych komentarzy

 Dla mnie prowadzenie bloga stanie się niewątpliwie wyzwaniem systematyczności, gdyż nie chciałbym, aby zaniknął w gąszczu sieci poprzez moje zaniedbanie i zapomnienie. 

zatem....

Ty drogi/a  internauto/tko,   jeśli żywisz względem mnie szczyptę życzliwości i chcesz by ów zbiór wypowiedzi był miejscem niegłupim i rozsądnym, a nade wszystko trwałym, wznieś swe oczy ku niebu i... zmów za mnie, choć jedną zdrowaśkę...Ja o wzajemności zapewniam

Zatem bloga czas zacząć...