wtorek, 17 marca 2009

WIZYTA


Trochę wstyd। Oczywiście nie chodzi mi o wstyd z powodu dwóch „wizyt”, o których chciałbym wspomnieć, ale wstyd bo moje wizyty na tym blogu do częstych nie należą। Słusznie co niektórzy mi zarzucają, że „po co b log jeśli się Na nim nie pisuje”, a owszem dawno nic nie pisałem i to nie dlatego, że nie miałem co pisać tylko, ot… może zabieganie, a może tylko jakieś przyzwyczajenie niepisania. Oczywiście nie będę się usprawiedliwiał, że po prostu nie ma czasu, że są rzeczy ważniejsze itp…, ale również wybaczcie wszyscy moi czytelnicy, że nie będę obiecywał, iż ów blog stanie się dla mnie najważniejszy i że teraz to już codziennie będę po kilka notek na nim pisywał ;)

„Wizyta” może być oficjalna, lub towarzyska i nigdy nie wiadomo, która dla kogo jest ważniejsza. Ileż to ważnych wizyt-odwiedzin dokonało się w dniu dzisiejszym… paradoks tkwi w tym, że są one często niezauważalne One są w tle tych medialnych i oficjalnych, a przecież w każdej „wizycie” chodzi o spotkanie człowieka z człowiekiem i im wyraźniejsze, bardziej dogłębne owo spotkanie tym „wizyta” zdaje się być ważniejsza. Zasada ta oczywiście odnosi się do wszystkich „wizyt”, również tych medialnych i oficjalnych.

Dzisiaj niewielkie i nieco prowincjonalne miasteczko przeżyło dla siebie niecodzienną „wizytę” samego „wielkiego” Prezydenta RP. Czy posiadała ona głębię spotkania człowieka z człowiekiem, to nie mnie chyba rozstrzygać, gdyż jest w tym wiele indywidualnego podejścia, na które mogą mieć wpływ tylko osoby zainteresowana, tzn. przeżywające owo spotkanie.

Szacunek do prezydenta musi zawsze w nas pozostać, na równi z szacunekiem do demokracji i osób żyjących obok nas, z których to woli dany Prezydent, czy inny polityk funkcjonuje w świecie publicznym. Nie wiem zatem jak to się dzieje, że osoby zaproszone do uczestnictwa w niektórych elementach tej „wizyty”, chcąc szerzej dowiedzieć się o całości owych odwiedzin, ich celu i szczegółowym programie słyszą z ust urzędnika miasta, że celem tej wizyty są (sic!) jest kampania Wyborcza, przed zbliżającymi się wyborami do euro parlamentu. Rozumiem, że ów urzędnik, może odznaczać się własnymi poglądami geopolitycznymi, oraz spostrzegawczością zauważenia, że owe wybory się odbędę i ich natura jest mocno związana również ze światem czynnych polityków. Szkoda jednak, że ów urzędnikowi brakło spostrzegawczości, aby dostrzec oficjalny powód tej wizyty wynikający z wcześniej planowanego wykładu Prezydenta RP w Wyższej Szkole Handlowej w Piotrkowie Tryb., nie wspominając o innych spotkaniach odbytych w tym czasie w mieście.

Mógłby ktoś spytać o co w ogóle mi chodzi i czy nie za wiele oczekuję od urzędników prowincjonalnego miasta. Otóż chodzi mi o to, że pewne standardy obowiązują wszystkich, a szczególnie przedstawicieli urzędów, którzy zatrudniani są dzięki płaconym przez nas podatkom. Oczywiście może nic dziwnego na pierwszy rzut oka w tym „wyborczym” stwierdzeniu by nie było, gdyby zostało one wypowiedziane przy piwie, do kumpla, lub po godzinach pracy w zaciszu czterech ścian, ale oczywiście to była oficjalna wypowiedź w ramach wykonywanej pracy! A przecież o kulturze ludzkiej i urzędniczej nie powinny decydować wielkość miasta, czy przyzwolenie społeczne. Wszak brak szacunku do Prezydenta RP to brak szacunku przynajmniej do tych, którzy go wybrali –nawet gdyby się pomylili. Jaka z tego rada? Drogi urzędniku, jeśli nie masz szacunku do osób, którzy płacą podatki na twoją pensję i nie potrafisz zachować standardów apolityczności w miejscu pracy, to …znajdź inną pracę, przecież nikt nie trzyma cię tu w pracy niewolniczej …droga wolna przecież nawet możesz startować w wyborach Prezydenckich RP

Dla jasności moich intencji, proszę o nietraktowanie powyższej wypowiedzi na równi z moimi poglądami politycznymi, bo nie one są tutaj tematem całego wywodu. Zresztą daleki jestem od jakiejkolwiek demagogii i doszukiwania się dywersyjnego spisku urzędniczego, ot choćby poprzez „katastrofę” dekoracyjną, która stała się tematem numer jeden Prezydenckiej Wizyty opisywanej w mediach ogólnopolskich. Dodając jednak na marginesie to, w tej „zamachowo-dekoracyjnej” kwestii nikogo o działanie z premedytacją oskarżyć bym się nie ośmielił, jednakże można się zastanawiać, czy znów nie zawiniło, jakieś „urzędnicze niedbalstwo”, którego efekt stał się zdecydowanie bardziej spektakularny, niż „urzędnicza wypowiedź” spłycająca Prezydencką Wizytę do zbliżających się wyborów.

Ciut się rozpisałem, a chciałem jeszcze słów kilka o innej „wizycie”, która niewątpliwie jest zdecydowanie ważniejszą. Benedykt XVI dzisiaj przybywa do Afryki, jeszcze nic nie powiedział a już zawrzało. Gdzieniegdzie oberwało się nawet jego poprzednikowi. Za co? Za to, że powiedział, iż prezerwatywa nie jest lekiem na AIDS. A czy nie jest tak, że uczestniczymy w jakimś niebotycznym paradoksie, polegającym na próbie znania prezerwatywy jako panaceum na szerzącą się epidemię AIDS, którą można by porównać do próby promocji aspiryny w zamian zakładania czapki w mroźne dni. Owszem, może to porównanie nie jest idealne, ale producenci aspiryny by się ucieszyli …podobnie jak z tego pierwszego cieszą się producenci prezerwatyw…

1 komentarz:

dana pisze...

Myślę, że dla wielu, szczególnie na płaszczyźnie politycznej, wyrazem ważności wizyty będzie sprawowany urząd, pozycja społeczna, wpływy czy zajmowane stanowisko osoby, z którą przychodzi się spotkać. Chyba dlatego mało interesuję się polityką - odrzuca mnie swoim wyrafinowaniem i zewnętrznością.
Oczywiście istnieją spotkania głębokie, których wyjątkowość nie ulega przedawnieniu, ale nie doszukiwałabym się ich w krainie polityki i interesów. Są z wymiaru ludzkiej wrażliwości i tylko ona potrafi ocenić ich ważność.