niedziela, 27 lutego 2011

Ku świętości

PS.

Tekst poniższy powinien ukazać się jako komentarz na poprzednią niedzielę (20 lutego), gdzieś się niestety zawieruszył, zapomniałem poddać go korekcie, ale pomimo to postanawiam go opublikować. Wszak Ewangelia przekracza kwestie czasu i zawsze jest aktualna :)

Kpł 19,1-2.17-18 Ps 103 1 Kor 3,16-23 Mt 5,38-48

„Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan Bóg wasz!” (Kapł 19) –te słowa wypowiedziane do Mojżesza są wyzwaniem dla każdego z nas. Poprzeczka tej świętości, którą dzisiaj w Ewangelii ukazuje Chrystus, jest tak wysoko postawiona, że prowadzi do swoistego dramatu.[1] Patrząc wszak pokornie na siebie i swój grzech. Widząc w prawdzie własną słabość. Wiemy jak daleko nam do tej Ewangelicznej świętości. Stajemy, zatem przed dramatem widząc, że naszym celem jest coś, czego po ludzku w pełni osiągnąć nie jesteśmy wstanie.


Ów chrześcijański dramat wynikający z wyzwania związanego ze świętością, może kreować w człowieku dwie, na pierwszy rzut oka sprzeczne ze sobą postawy.


Pierwszą można nazwać „odrzuceniem” świętości. Po co bowiem dążyć do czegoś, czego osiągnąć się nie da? A że się nie da to widzimy u „innych”, którzy są grzeszni i to przecież owi „inni” zazwyczaj są „bardziej grzeszni” od nas. Przy czym „oni” mówią, że dążą do „świętości”, a „my” w najmniejszym stopniu „nieobłudni” stwierdzamy, że święci nie jesteśmy i że jest nam z tym dobrze. A może nawet czujemy się „lepsi” od tych wszystkich „faryzeuszów” i „dewotów” mówiących, że dążą do świętości, choć grzech ich nie omija. „My” przynajmniej wprost stwierdzamy, że świętość nas mało interesuje, bo zresztą przecież jest niemal nieosiągalna.


Druga postawa jest czymś na wzór „faryzejskiej dewocji”. Chociaż zdawałaby się, że owa postawa jest całkowicie odmienną od poprzedniej, to źródła i efekty faryzejskiego pozoru są niemal identyczne. W tej postawie człowiek stwierdza, że skoro nie jest wstanie osiągnąć świętości całym swoim życiem, to warto przynajmniej stworzyć jej zewnętrzny obraz. Oczywiście nie jest to świętość Ewangelii, ale faryzeuszów zadufanych w swoje zewnętrzne praktyki i daleko jej do „miłowania własnych nieprzyjaciół”. Niewątpliwie taka postawa może również stworzyć w człowieku dobre samopoczucie, wynikające z tego, że jest lepszy od tych, którzy lekceważą i odrzucają Ewangelie.


Chrystus wzywa nas, byśmy byli „doskonali jak doskonały jest nasz Ojciec niebieski”. Oczywistym jest, że nie chce On byśmy „stali się bogami”. Mamy jednak być doskonali na własnym etapie pielgrzymowania. Mamy odkrywać tę Bożą doskonałość, aby być świętymi Jego świętością. Jak byśmy się nie starali nie będziemy idealni. Nie ma obawy - „nie staniemy się bogami”. Możemy jednak podążać drogą świętości, odkrywając własną słabość, walcząc z nią i czerpiąc z mocy i miłosierdzia Stwórcy. Biorąc pod uwagę, że Boga wciąż na nowo możemy odkrywać[2], to każdego dnia na nowo możemy stawać się świętymi. Owszem rzeczywista świętość często może być niedostrzegalna, gdyż daleka jest od zewnętrznych „faryzejskich dewocji”, ale zawsze będzie wypracowywana na kolanach, w trudzie własnego życia.[3] Bóg nie wymaga od nas rzeczy niemożliwych. Bądźmy świętymi tak jak On jest Świętym, Jego świętością. Choć często może to być niewidoczne to jednak warto ten trud umiłować…




[1] Trafnie wskazuje na ten dramat prof. Jacek Filek, który w wywiadzie dla ostatniego nr „Więzi” pisze: „Etos ewangeliczny postrzegam, jako bardzo wysoki (…) Myślę, że dramat człowieka wierzącego polega również na tym, że deklaruje on przyjęcie zadania, któremu żadną miarą nie jest w stanie sprostać” Jacek Filek, Andrzej Miszk, Bóg wśród ruin? (dyskutują Jacek Filek i Andrzej Miszk). Więź, nr 2-3 (628-629), 2011r., s.19.

[2] Por. Thomas Merton, Rok z Thomasem Mertonem (Codzienne medytacje), Kraków 2006r., s.36

[3] Życie w cieniu modlitwy zawsze było domeną ludzi wielkich i świętych. Obraz taki wyłania się również po wspomnieniach dotyczących niedawno zmarłego abp. Józefa Życińskiego. Por.: Maciej Muller, Tomasz Ponikło, Arcybiskup Cogito, Tygodnik Powszechny, nr 8 (3215) 2011r., s. 4-7.

1 komentarz:

dana pisze...

Bóg - doskonały psycholog, nie mówi swojej drużynie: próbujcie, starajcie się, usiłujcie, a przecież te zwroty wydają się dopasowane do możliwości. Słyszymy od Niego "bądźcie świętymi".
Wszak życie to rozgrywka o "wiekuistego zwycięstwa zaranie", a w słowach Trenera po części tkwi sukces.