poniedziałek, 29 grudnia 2008

Z Paryża do Gandawy


                Paryż niewątpliwie oszałamia swą potęgą i blaskiem płynącym nie tylko z nocnej iluminacji. Na jego ruchliwych ulicach można dostrzec niemal wszystko wszystkich. Począwszy od najbardziej wystawnych witryn sklepowych, a skończywszy na olbrzymiej liczbie żebrzących kobiet skrywających swą tożsamość pod ciasno opatulonymi chustami. Można jednak zauważyć pewien, wydawało by się niewielki drobiazg, że wśród działania służb porządkowych można

 wyczuć się jakąś formę strachu. Jest on spowodowany niewątpliwie dużym niebezpieczeństwem zamachów terrorystycznych. Sam kilkakrotnie rezygnowałem z wejścia do tłocznych

 domów towarowych, gdyż iluminacji ochoty poddawać się ścisłej kontroli tamtejszej ochrony. Nie powinien nas również dziwić fakt, że to właśnie ulice Paryża są doskonałym

 miejscem na liczne demonstracje wzywające do obrony Palestyńczyków, przed Izraelczykami. Ten, który sam napotkałem na głównej ulicy paryskiej całe szczęście zakończył się bez rozlewu krwi.

               

Jakże inny klimatem od dzisiaj mogę oddychać w  Gandawie oddalonej o 30 minut drogi od Brukseli. W tutejszej parafii zostaliśmy przyjęci przez Belgijskich katolików. Gandawa to 250 tys. miejscowość, które w historii odegrało bardzo ważną rolę, jako miasto portowe. Oczywiście nie leży ono nad możemy północnym, a swoją portową rolę zawdzięcza licznym kanałom i rzekom, które je z nim łączom. Gandawa nie posiada tak "gigantycznej" iluminacji jak Paryż i pomimo świetności jej architektury. nie przytłacza własnym przepychem i rozmachem. 

Zaskakuje jednak ona swym niesamowitym klimatem przypominającym Wenecję. Ma to miasto również jakiś niepowtarzalny urok prowincjonalności, tak że chciało by się tu pobyć na dłużej, albo i zamieszkać na stałe. Tym bardziej, że można doświadczyć tej niezmiernej gościnność i otwartość miejscowych parafian.


1 komentarz:

włosów chmura kasztanowych pisze...

Tego postu nie sposób nie skomentować. Oj, długo nie mogłam uwierzyć w istnienie tego bloga. A jednak.
Gandawa rzeczywiście niezwykle piękna (choć ołtarza van Eycka nie udało się zobaczyć). "Gent to", "Gent tamto", "mieszkamy w Gent". Nie spodziewaliśmy się zupełnie, że to jest naprawde duże piękne miasto, tyle bowiem w nim spokoju. Naprawde niesamowite. I cudowna gościnność mieszkańców. Może nawet nie w Brukseli, ale właśnie w Gent można było poczuć ten fenomen Taize, to wzajemne zaufanie, rodzinna atmosfera, życzliwość. Nie było zadnej bufonady, napuszenia, czy robienia czegoś na pokaz. Nawet wówczas gdy dwiedził nas miejscowy biskup (nie do pomyślenia w Polsce).